Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prokuratura wyjaśnia okoliczności śmierci policjantów

0
Podziel się:

Warszawska prokuratura okręgowa bada
okoliczności śmierci sierż. Tomasza Twardo i st. post. Justyny
Zawadki, których ciała odnaleziono we wtorek w samochodzie
zatopionym w rozlewisku rzeki Kostrzyń (Mazowieckie). Wszystko
wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek.

Warszawska prokuratura okręgowa bada okoliczności śmierci sierż. Tomasza Twardo i st. post. Justyny Zawadki, których ciała odnaleziono we wtorek w samochodzie zatopionym w rozlewisku rzeki Kostrzyń (Mazowieckie). Wszystko wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek.

Jak powiedział w środę PAP rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Maciej Kujawski, na razie prowadzone jest jedno śledztwo dotyczące przekroczenia uprawnień przez szefa funkcjonariuszy, b. komendanta komisariatu kolejowego. To on wydał im - niezgodne z procedurami - polecenie odwiezienia do domu byłego już dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego MSWiA. Policjanci dojechali na miejsce, zaginęli w drodze powrotnej.

"Zbieramy materiały związane z tą sprawą. Dzisiaj przeprowadzana jest sekcja zwłok funkcjonariuszy. Prawdopodobnie konieczne będą dalsze specjalistyczne badania. Będą też przeprowadzane oględziny samochodu (policyjnego, nieoznakowanego poloneza - PAP)" - powiedział Kujawski. Nie wykluczył, że w przyszłości może dojść do rozdzielenia śledztw, ale, jak zaznaczył, decyzja zostanie podjęta po zgromadzeniu materiałów.

Dodał, że biegli będą musieli odpowiedzieć na szereg pytań - m.in. czy śmierć policjantów nastąpiła w wyniku obrażeń po wypadku czy też utopienia. Dokładnie sprawdzany będzie też ich samochód, by - jak powiedział Kujawski - odtworzyć szczegółowo przebieg wypadku. Chodzi tu m.in. o ustalenie, czy mogło dojść do kolizji z innym autem. We wtorek eksperci stwierdzili wstępnie, że samochód nie ma żadnych poważniejszych wgnieceń - co świadczyłoby o zderzeniu z innym autem.

Dyrektor biura komunikacji społecznej KGP Paweł Biedziak powiedział, że w tym miejscu w którym do rozlewiska rzeki wpadł polonez policyjny, doszło w ostatnim czasie do kilku kolizji i dlatego jest to jedna z rozpatrywanych obecnie hipotez. Policja pod tym kątem m.in. prowadzi oględziny znalezionego auta.

Rzecznik komendanta stołecznego Mariusz Sokołowski powiedział też PAP, że policja ma kontakt z mężczyzną, który jechał w sobotę rano trasą Mińsk Mazowiecki - Siedlce i twierdzi, że policyjny polonez mógł mieć kolizję z innym autem. Odnalezione zostały też dwa samochody, o których wiadomo, że miały w tym miejscu kolizje.

Kujawski zaznaczył, że dotąd nikomu nie zostały w tej sprawie postawione zarzuty. Prokuratura nie przesłuchała też na razie ani b. komendanta komisariatu kolejowego, ani b. dyrektora z MSWiA. Do takich przesłuchań - jak zapowiedział - dojdzie po uzyskaniu materiału m.in. z sekcji zwłok i oględzin auta.

Przesłuchane zostaną również inne osoby, które mogą mieć informacje w tej sprawie, m.in. policjanci z komisariatu kolejowego.

Zielony polonez przewieziony został na strzeżony policyjny parking. Tam zajmują się nim eksperci z KSP i Centralnego Laboratorium Kryminalnego.

Poszukiwania policjantów z komisariatu kolejowego policji w Warszawie trwały ponad trzy doby. Po raz ostatni samochód policjantów zarejestrowały kamery monitoringu stacji paliw Statoil w miejscowości Gręzów pod Siedlcami ok. godz. 3 w nocy z piątku na sobotę. We wtorek rano funkcjonariusze z Mińska Maz. dostali sygnał od mężczyzny, który przejeżdżał drogą Siedlce-Mińsk i zatrzymał się na chwilę. Zauważył on fragment opony, wystającej z rozlewiska biegnącej w pobliżu rzeki.

Po kilku godzinach wydobyto poloneza, w środku były ciała policjantów.

Dyrektor, którego odwozili do domu, sam podał się do dymisji, komendanta komisariatu kolejowego odwołał jeszcze w niedzielę szef policji.

Wiceszef MSWiA Marek Surmacz powiedział w środę w Polskim Radiu, że były dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego MSWiA Tomasz Serafin znał przełożonych komisariatu kolejowego w Warszawie, bo wcześniej był tam oficerem i zwrócił się do nich, jak do kolegów.

"Trafił do komisariatu, jak do kolegów z prośbą. I kolega uległ tej namowie. Więc działań dyrektora departamentu w żaden sposób nie można łączyć z wykonywaniem przez niego ważnych funkcji w kierownictwie administracji publicznej" - tłumaczył Surmacz. (PAP)

pru/ malk/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)