Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Janoś
Krzysztof Janoś
|

Za "sojusz mocny jak nigdy" możemy słono zapłacić. Trump to biznesmen i wykorzysta każdy nasz błąd

88
Podziel się:

- Negocjacje musimy prowadzić po partnersku. Niestety w rozmowach z USA występujemy w roli petenta i od razu deklarujemy zakupy. Brakuje tu słów: kupimy, ale… - mówi money.pl mówi money.pl Janusz Steinhoff, były wicepremier, minister gospodarki i ekspert rynku gazowego.

Amerykański prezydent niczego nie obiecał, ale dużo ugrał.
Amerykański prezydent niczego nie obiecał, ale dużo ugrał. (Associated Press)

- Negocjacje musimy prowadzić po partnersku. Niestety w rozmowach z USA występujemy w roli petenta i od razu deklarujemy zakupy. Brakuje tu słów: kupimy, ale... - mówi money.pl mówi money.pl Janusz Steinhoff, były wicepremier, minister gospodarki i ekspert rynku gazowego.

Pierwsza wizyta naszego prezydenta w Białym Domu postrzegana jest jako wielki sukces. Politycy partii rządzącej rozpływają się w zachwytach, mówiąc o silnym jak nigdy sojuszu. Tyle że z podpisanego dokumentu o partnerstwie niewiele wynika konkretów.

Zabrakło jasnej deklaracji amerykańskiej głowy państwa o stałej obecności jego armii w Polsce, stąd administracja naszego prezydenta chwali się teraz, że Trump pomoże nam wybić Rosjanom z głowy Nord Stream 2.

Zobacz także: CNG podbije polskie samorządy. Trudno o tańsze paliwo

Rzecz jednak w tym, że nie zrobi tego za darmo. USA dzięki masowemu wykorzystaniu technologii wydobycia gazu z łupków, stały się największym światowym producentem tego paliwa na świecie.

- Eksport nośników energii z USA od niedawna jest możliwy. Do tej pory, w tym kraju słynącym ze swobody gospodarczej, trzeba mieć na to zgodę administracji. Teraz coś w rodzaju licencji wywozowych już jest, zatem można handlować - wyjaśnia Steinhoff.

"Zrobią nam łaskę, jak sprzedadzą"

Co więcej, przed kilkoma miesiącami szef amerykańskiego Departamentu Energii Rick Perry zapowiedział, że takie dostawy do Europy będą wykorzystywane jako oręż w walce z gazową hegemonią Rosji w Europie. Skoro tak, to można mieć nadzieję, że i ceny będą atrakcyjne.

Kluczowe jest jednak to, jak się w takich rozmowach strony ustawiają, jakie zajmują pozycje. Jeśli ktoś mówi: ”dawajcie ten gaz, na pewno będziemy kupować”, może nie dostać dobrych kontraktów.

- Odnoszę wrażenie, że strona polska plasuje się w tej relacji w charakterze petenta. Od lat zapowiadamy zakupy w USA, wychodząc z założenia, że oni zrobią nam łaskę jak sprzedadzą. Dlatego tak drogo płacimy za rakiety i być może słono płacić będziemy też za gaz - mówi Steinhoff.

W jego ocenie, nie ma żadnych wątpliwości, że skroplony gaz z USA będzie odgrywał coraz większą rolę w Europie. Decyduje o tym skala jego wydobycia i apetyt amerykańskich firm na eksport. Na razie jednak na stary kontynent płyną pojedyncze statki.

Udało się już nawet kupić zawartość jednego. Jak przekonuje ekspert, niejako na próbę, w celu sprawdzenia tego kierunku. Ta pierwsza, historyczna dostawa miała miejsce na początku czerwca zeszłego roku. Zakup był spotowy, czyli na konkretną ilość i trudno przekładać tamtejsze warunki cenowe, na te, które mogą zostać zapisane w kontraktach długoterminowych.

Testy wypadły pomyślnie, ale...

Również i dlatego, że o długoletnich umowach rozmawia się zupełnie inaczej. Dodatkową trudnością w przewidywaniu ewentualnej ceny gazu, który kupować będziemy w pakiecie za pomoc przy osłabianiu Nord Stream 2, jest tajemnicą handlową.

- Umowy są niejawne. Zawsze mówiąc o cenach możemy jedynie posiłkować się analizami i przeciekami. Jednak strona polska wypowiadając się o perspektywie tego importu jest zbyt defensywna, licząc tylko na to, że dostawcy amerykańscy stworzą dla nas warunki korzystne - mówi Steinhoff.

Zatem jak dużo kosztować nas może pozyskanie USA w roli sojusznika do zwalczania omijającego Polskę Nord Stream 2?

PGNiG kupując jeden ”testowy” statek miał zapłacić, według analiz portalu energetyka24, 150 dol. za tys. m sześc. To w zestawieniu z cenami rosyjskimi robi duże wrażenie. Według ostatnich dostępnych danych, prezentowanych przez wiceprezesa Gazpromu Aleksandra Miedwiediewa średnia cena eksportowa dla klientów europejskich była na poziomie 180 dol. za tys. m sześc. w 2017 r. i 167 w 2016 r.

To zestawienie może być jednak złudne. Wszystko dlatego, że kontrakt długoterminowy od spotowego różni się tak bardzo, jak krzesło od krzesła elektrycznego. W takim kontrakcie musi być zapisane ryzyko zmian cen na rynkach. W przypadku zakupu spotowego bierze się konkretny gaz za konkretną cenę obowiązującą w danej chwili.

Tutaj eksperci nie mają wątpliwości: ten amerykański będzie kosztował drożej niż rosyjski. Cena jeszcze bardziej pójdzie w górę im bardziej błagalnie będziemy o ten „sojusz mocny jak nigdy” prosić.

Dywersyfikować trzeba, ale...

- Potrzebna jest większa powściągliwość. Musimy mówić: tak, jesteśmy zainteresowani importem, ale pod pewnymi warunkami. Wszakże to będą ceny ustalane między firmami, a nie państwami - mówi Steinhoff.

Były wicepremier podkreśla też pewną oczywistość - jak sam to określa. Musimy dywersyfikować źródła pozyskiwania gazu, często przymykając oczy na wysokie ceny inne niż rosyjskiej. Musimy jednak uważać, by przy politycznych deklaracjach zbytnio się nie zagalopować.

- Płaciliśmy do tej pory więcej niż cała Europa za gaz z Rosji, choć geograficznie byliśmy najbliżej. To była renta za brak alternatywy. Koszty dostaw z USA, biorąc pod uwagę geografię, są wysokie, zatem przeniesienie zbyt dużego akcentu na ten kierunek może być bardzo kosztowne - tłumaczy Steinhoff.

Jak przekonuje nasz rozmówca to dobrze, że szukamy nowy źródeł nośników energii, zwiększmy przepustowość gazoportu do 7,5 mld m3 rocznie i cały czas rozbudowujemy możliwości zakupu od innych niż Rosja państw europejskich.

- Jednak moje doświadczenia w rozmowach na szczeblu międzynarodowym dowodzą jednego. Każdy musi pilnować swojego interesu. Dlatego powinniśmy być bardzo ostrożni w politycznych deklaracjach o zakupach nośników energii - mówi Steinhoff.

Ten realizm widoczny jest też po stronie głównego importera błękitnego paliwa czyli PGNiG. Choć politycy tyle mówią o ograniczaniu zakupów z kierunku rosyjskiego, Polska kupuje od Gazpromu coraz więcej.

W okresie styczeń-lipiec 2018 - jak informował Gazprom - europejscy klienci kupili o 5,8 proc. więcej gazu niż w analogicznym okresie 2017 r. "Dostawy gazu do Niemiec wzrosły o 12,3 proc, do Austrii o 48,3 proc., do Królestwa Niderlandów o 53,8 proc., do Francji o 11,8 mld m3, do Chorwacji o 40,1 proc., do Danii o 11,9 proc., a do Polski o 6,6 proc." – brzmi komunikat.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl

energetyka
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(88)
nika
6 lat temu
Steinhoff, były wicepremier, minister gospodarki i ekspert rynku gazowego. to nie polak jak wskazuje nazwisko taki ekert ze zrosa chciiał podpisac kazda cene na 30 lat
kraus
6 lat temu
ale się wirtualna martwi , tak jak Niemcy
Dawid
6 lat temu
Zbudujmy wreszcie normalna gospodarke w tym kraju wtedy beds sie Sami o Nas prosic I zabiegac I sie z NAMI liczyc
JKL
6 lat temu
Te dwa miliardy dolarów będziemy mu ściągać do końca życia z pensji
Veni
6 lat temu
Dobrze że na kolanach nie podpisywał, tylko na stojąco. Inna rzecz to miliardy dolarów które pójdą na marne! Nie mamy własnej silnej armii, nie ma czołgów, marynarki, nie ma uzbrojenia, nie będzie też dla społeczeństwa leków, nowoczesnej innowacyjnej gospodarki. I dziwimy się że jesteśmy montowania zachodu. Przykre że mamy do czynienia z takim niby prezydentem
...
Następna strona