Na cmentarzu komunalnym w Świnoujściu pochowano w sobotę legendarnego przywódcę strajków w warszawskiej FSO w 1956 roku Lechosława Goździka. Goździk zmarł w środę po ciężkiej chorobie. Miał 77 lat.
"Był człowiekiem morza, a dziś wyruszył w swój ostatni rejs, pojednany z Bogiem i ludźmi" - tymi m.in. słowami żegnano go w sobotę.
Legendarnego przywódcę strajków z FSO pożegnali najbliżsi, przyjaciele, licznie przybyli mieszkańcy Świnoujścia, przedstawiciele władz samorządowych. W ostatniej drodze towarzyszyła zmarłemu asysta honorowa Marynarki Wojennej. Zawyły też syreny na statkach i okrętach MW. Rano w tamtejszym kościele p.w. Błogosławionego Michała Kozala odprawiona została msza święta w jego intencji.
"Odszedł wielki człowiek, który już za życia stał się legendą" - mówił podczas ceremonii pogrzebowej prezydent Świnoujścia Janusz Żmurkiewicz.
Przypomniał, że Goździk, który "i sercem, i zawodowo" związany był z rybołówstwem, zrobił wiele dobrego dla samego miasta. Jak podkreślał przyczynił się do realizacji cennych inicjatyw w Świnoujściu, a jego idee, pomysły są obecnie realizowane np. połączenie wysp Uznam i Wolin.
"Kochał Polskę, kochał nasze miasto, był wzorem dla wielu pokoleń" - powiedział Żmurkiewicz. Przyznał, że dla niego samego był "mentorem i nauczycielem".
Przyjaciel Goździka z czasów protestu 1956 roku - Karol Modzelewski - powiedział o nim wspominając tamten trudny czas: "był dla nas wcieleniem mitu pierwszego robotniczego przywódcy". Jak mówił to m.in. dzięki postawie Goździka wtedy nie padły strzały do protestujących. (PAP)