Prace nad ustawą nadzoruje szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Michał Boni. W rozmowie z "Wyborczą" zapowiada, że w połowie tego tygodnia rząd chce przedstawić projekt do konsultacji, a później skierować do parlamentu, tak by ustawa mogła wejść w życie razem z przyszłorocznym budżetem.
Według projektu zatrudnienie w administracji państwowej ma zmniejszyć się o 10 procent w ciągu lat 2010-11. Dziś w administracji pracuje około 120 tysięcy osób. Jeśli rządowy plan wejdzie w życie, pracę straci nawet 12 tysięcy - podaje "Gazeta Wyborcza".
Projekt ustawy daje kierownikom urzędów możliwość rozwiązania umów z urzędnikami służby cywilnej, również mianowanymi. Szefowie urzędów będą mogli też renegocjować warunki zatrudnienia z pracownikami. Odprawy i odszkodowania dla zwalnianych mają kosztować budżet kilkadziesiąt milionów złotych.
Plany cięć w całej administracji państwowej nie podobają się PiS. Zdaniem rzecznika klubu parlamentarnego Mariusza Błaszczaka, redukcje powinny objąć przede wszystkim ministerstwa, urzędy centralne czy wojewódzkie. "W porównaniu z administracją rządową zatrudnienie w Kancelarii Prezydenta jest mikroskopijne" - powiedział Błaszczak w rozmowie z "Gazetą". Jednak jak zauważa dziennik - za czasów prezydenta Lecha Kaczyńskiego kancelaria zatrudnia 320 urzędników, dwukrotnie więcej niż za czasów Lecha Wałęsy.
Na pensjach zwalnianych urzędników budżet ma zaoszczędzić ponad pół miliarda złotych. W tym tygodniu na temat przyszłorocznych cięć z Bonim i szefem resortów finansów Jackiem Rostowskim mają rozmawiać inni ministrowie - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
"Gazeta Wyborcza"/IAR/man/to/